
Norweski wędkarz Kjell Wilhelmsen złowił w jednej z rzek największy okaz swego życia
- nie była to jednak taaaka ryba, lecz ważący 112 kilogramów Duńczyk,
który wpadł do wody i zaczął tonąć - informowała norweska prasa.
Duńczyk, Jens Ovesen, łowił łososie w przepływającej w środkowej Norwegiirzece Gaula, kiedy nagle został porwany przez silny prąd rzeki. Szczęśliwie,
zauważył to 55-letni Wilhemsen. Norweg, który łowi tam ryby od 25 lat i wiedział,
dokąd prąd zaniesie Ovesena, pobiegł wzdłuż brzegu i na dole rzeki czekał na pechowego wędkarza.
"Wyglądał na nieprzytomnego. Tylko jego twarz i czubki butów wystawały ponad wodą.
Zdecydowałem się rozpocząć połów" - relacjonuje Wilhelmsen
w norweskim dzienniku "Verdens Gang".
Zarzucona przez niego wędka już za pierwszym razem złapała na haczyk
gumowe buty Duńczyka.
Następnie Norweg, aby nie złamać wędki, sam wskoczył do wody
i wyciągnął swój "połów" na brzeg. "Mogę podziękować
Kjellowi (Wilhelmsenowi) za moje życie" - cytuje 60-letniego
Ovesena dziennik "Troenderbladet".
Rodzina Wilhelmsena potwierdziła przez telefon całą historię,
ale wyjaśniła, że jej bohater nie może rozmawiać,
bo właśnie poszedł na ryby.